Nylig sett
Logg deg inn for å se en liste over objekter
Favorittobjekter
Logg deg inn for å se en liste over objekter
GASPARD NETSCHER
Netscher urodził się w Heidelbergu, 1639. r.; był synem Jana Netschera, rzeźbiarza, który zbier l giem najnieszczęśliwszych okoliczności, musiał prawie bez ustanku przenosić się z miasta do miasta, unikając klęsk wojennych i niedoli. Po śmierci Netschera plaga ta obarczała jeszcze rodzinę jego; wdowa po nim, zmuszona opuścić Heidelberg z czterema dziećmi i schronić się do warownego zamku, z boleścią patrzyła na śmierć dwóch synów, którzy z głodu na rękach jej skonali. Okropna ta strata wzmogła w niej miłość ku pozostałym dziatkom. Natężywszy siły i całą skupiwszy odwagę, zdołała zbiedz z małą córeczką i z synem Gaspardem, dwa lata naówczas mającym. Wśród ciemnej nocy przemknęła się pomiędzy nieprzyjacielem otaczającym zamek. Po wielu cierpieniach i trudach dostała się do Arnheimu, gdzie osoby miłosierne przytułek i pomoc jej udzieliły.
Wdzięczna twarzyczka i postać małego Netschera, ujęła serce bardzo bogatego doktora Tullekens; a gdy w nim nadto postrzegł wielkie zdolności, tak się do tego chłopca przywiązał, że go przybrał za własnego syna. Spodziewał się że będzie miał kiedyś w nim godnego po sobie następcę. Najlepszych sprowadzał mu nauczycieli, a szybkie postępy Gasparda w nauce języka łacińskiego, usprawiedliwiały poniekąd widoki, jakie sobie doktor na nim zakładał. Wkrótce jednak uporczywe zamiłowanie w rysunkach, pomimo częstych napomnień żeby tak nie trwonił czasu daremnie, objawiło talent jego i popędy ku tej sztuce, i dowiodło że urodził się raczej do naśladowania przedmiotów z natury, niżeli do uczenia się języków i medycyny.
Dążność ta, choć przeciwna chęciom i widokom Tullekensa, nie odstręczyła przecież serca jego, i nader pieczołowicie zajmował się dalej młodym Netscherem, prawdziwie na malarza zrodzonym; bo uważał za niesprawiedliwość stawiać tamę tak stanowczemu popędowi. Wypróbowawszy go zatem, dla upewnienia się w tym względzie, umieścił go u Kostera, który głównie słynął wtedy z malowania ptaków i zwierzyny. Netscher przyjętym został do tej szkoły, na zalecenie krewnego Terborgha, burmistrza Deventeru. Łagodność i biegłość nauczyciela podnieciły zapał w młodym Netscherze; rychło prześcignął towarzyszy, a wkrótce nawet i sam Koster nie miał go już czego uczyć. Netscher szczególniej doskonale naśladował draperye i materye jedwabne.
Wyszedłszy z tej szkoły, Netscher przez czas jakiś pracował dla spekulujących obrazami; ale czując że go oszukują, że za pracę swoję mało ma zarobku, i że to uleganie ich poleceniom geniuszowi jego na zawadzie staje, do Włoch jechać postanowił. Siadł więc na okręt udający się do Bordeaux; poznał się tam z mieszkańcem z Liege, nazwiskiem Godyn; podobała mu się jego córka, ożenił się z nią w 1659. r., i miasto pojechać za Alpy, osiadł w tern mieście. Według wszelkiego podobieństwa, byłby w niem zamieszkiwał ciągle, gdyby nie zaczęto prześladować protestantów, do których wyznania i on należał. Słabość żony, która mu powiła syna, wstrzymała go jeszcze czas jakiś; poczem wrócił do Hollandyi i osiadł stanowczo w Hadze. Najprzód malował małe obrazki, które bardzo poszukiwane były, ale zawsze nie przynosiły mu tyle, ile stosunkowo do czasu na robotę poświęconego zyskać był powinien. Gdy nadto mnożyły się potrzeby liczniejszej z dniem każdym rodziny, musiał się jąć szybszego i zyskowniejszego rodzaju pracy; zaczął robić portrety, i wnet malować mu się kazali wszyscy posłowie i znakomici cudzoziemcy, których mnóztwo zjeżdżało natenczas do Hagi.
Sprawujący interesa angielskie w Hadze, Sir Tempie, w imieniu Karola II. króla i pana swego, nakłaniał Netschera żeby się przeniósł do Londynu. Zły stan zdrowia a może i przywiązanie do Hollandyi, nie dozwoliły mu przyjąć tej zyskownej ofiary; pierwsza z tych przyczyn rzeczywistą była, gdyż wkrótce potem Netscher musiał położyć się w łóżko; i w tym jeszcze stanie odmalował kilka portretów.
W młodości już cierpiał na kamień: regularnem życiem nie mógł się uleczyć z tej dotkliwej choroby; podagra wreszcie złamała go zupełnie; umarł w Hadze 15. stycznia 1684. r. w czterdziestym piątym roku życia. Zostawił po sobie wdowę z dziewięciorgiem dzieci, z tych: Teodor i Konstanty byli malarzami; przy sposobności i o nich tu powiemy. Spadek po nim wynosił około ośmdziesięciu trzech tysięcy złotych. Wdowa po nim poszła wkrótce za fechtmistrza.
Netscher malował w rodzaju nauczycieli swoich Kostera i Mierisa. Bardzo dobrze udawały mu się przedmioty z historyi rzymskiej i z mitologii; ten rodzaj najbardziej sobie upodobał; portrety dlatego tylko malował żeby więcej zarobkować, a i te po większej części łączył z historyą o ile się dało, albo wzbogacał dodatkowemi figurami, przez co z zimnego przedmiotu powstawał utwór bogaty i zajmujący. Więcej miał smaku w rysunku i więcej gieniuszu od nauczycieli swoich; dotknięcie pędzla (touche) jego było miękkie i lite, koloryt naturalny, złocistyi lśniący; wszystkich malarzy swego kraju przewyższał w naśladowaniu materyj jedwabnych, a szczególniej białego atłasu; tak doskonale oddawał blask jego i srebrzystość tonów, że dotknąć się go pragniemy i z zadziwieniem postrzegamy złudzenie. Postacie i twarze jego mają wejrzenie proste, często wiele wdzięku, a zawsze wyraz naturalny; wszystkie przybory i dodatki, główny przedmiot jego obrazów otaczające, są zawsze wykończone bardzo starannie. Nader biegle malował zwierzęta, owoce i kwiaty; na wszystkich prawie obrazach jego widzieć to można. Malował on niemal wyłącznie znakomitsze osoby, dlatego wszystkie jego prace tchną bogactwem; draperye w szerokich i bogatych spływają fałdach. Natura zawsze mu była wzorem, nigdzie też nie spotykamy u niego przesady i manierowania; wszędzie smak czysty i piękny wybór. Lubo Netscher malował zwykle w małych rozmiarach, jest przecież kilka jego portretów na wielką stopę nie bez zalet, ale zawsze niższe są one od robionych w mniejszej wielkości; w ogóle, utwory jego odznaczają się 'Wysokiem pojęciem w rozkładzie światła i cienia. Obraz, którego tu rycinę dołączamy, liczy się do najlepszych utworów tego wielkiego mistrza.